Sobotnie popołudnie.Pada i pada,nawet śniegiem sypnęło,a Pan bocian na kominie...brrrrrrr,biedaczek.
Czas napalić w kominie.Mąż w pracy,a reszta dziecięciów poszła w swoją stronę,wiec jak zwykle robie to ja(nie zaprzeczam ,ale to lubię).
Siedzę w ciasnej drewutni,ale spokojnie,bo drzwi otwarte.......i nagle strach w oczach-trzyletnia Majuśka zamknęła mnie na klucz,a dodam,że drzwi zamykane były tylko od zewnątrz.Trwało to piętnaście minut:
-Majuniu...proszę otworz mamusi......
Cisza jak makiem zasiał...
-Majuśku jesteś tam?błagam otwórz,oddaj kluczyk!
Majuśka rzekła....
-siama się otwórz!!!......pomyślałam:mała wredoto!!czekaj aż wyjdę!!!
Że mam klaustrofobię,to wiedziałam tylko ja,ale potem i moi sąsiedzi:)
Doszłam do wniosku,że pozostało mi czekać.Ale ale.......Maja przemyślała sprawę jak tylko powiedziałam,że będzie naroda za otworzenie drzwi.
Ze strachu drętwa,gdyż zamykane pomieszczenia mnie przytłaczają,strasznie,mocno,proszę kolejny raz:
-Otwórz,będzie nagroda!!!!!!,krzyczę zdesperowana...i nagle cyk!!!!!
Majuśka woła:
-Otwarte!mozes wyjść!!!oooo jeśteś!
Ślepia świeciły się jak małe pieniążki:)Wkońcu szkodnik mnie uwolnił,uffff!Jak kocham wolność!!!
Pozostało pójść i wynagrodzić dziecko-jak obiecałam:)Mała terrorystka!!!
Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie i nie pominę,że mała rozłożyła mnie na łopatki,za każdym razem wchodząc do drewutni kluczyk mam w kieszeni:):)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz